środa, 4 marca 2015

Trochę tu mieszkam a trochę nie mieszkam

Co mnie ciągnie na tę wyspę? Milion dużych i małych przyjemności. Bo na Majorce tak się żyje. Wbrew pozorom Majorka to nie tylko lazur wody, błękit nieba oraz niezliczona ilość kawiarni, dyskotek, hoteli i tłumu turystów. 
Ciągle odkrywam ją jakby na nowo, przez wydeptywanie swoich ścieżek, dumaniu na “swoich” ławeczkach... To szum wiatru w gajach oliwnych, aromat lokalnego wina i smak prawdziwej paelli. To czerwony kolor nagrzanej ziemi i i biały od płatków kwitnących migdałowców.
To na Majorce poznałam urok świeżo zerwanych migdałów i pomarańczy tak soczystych, że nie sposób im było się oprzeć. Nie raz, z pełnym rozmysłem,  gubiłam się w wąskich uliczkach małych miasteczek, wygrzewałam kości na kamiennych plażach i godzinami przesiadywałam przy wyjątkowym cortado, gapiąc się na toczące się wokół mnie codzienne życie, by choć przez chwilę być jego częścią.
Najpiękniejsze w poznawaniu nowych miejsc jest dla mnie poczucie przynależności do nich, a nie bycie tylko turystą-intruzem, który zakłóca całe piękno danej chwili, ład i urok. 
Gdy jestem w Polsce tęsknię za jej zapachem, kolorem, gorącem i świętym spokojem, który emanuje od każdego niemal mieszkańca wyspy. Na Majorce jestem u siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz